Odpowiedzi przeważnie mamy w sobie, a jednak większość pytań zadajemy na zewnątrz. Może właśnie dlatego tak często wybieramy złe rozwiązania. Potem tylko szukamy wyjść nie patrząc na innych. Powoduje to przeważnie dość spektakularne runięcia domków z kart. Co ciekawe, rzadko prowadzi to do jakichkolwiek nauczek, raczej powielamy to w nieskończoność, a potem i tak już nie ma nic czasu. Można to pomniejszać do jednostki, jak również powiększać do społeczeństw czy też światów (w zależności w co kto wierzy). Ot, zdarza się (jakby napisał Kurt V.).
Wywołali nas na lotnisku o 7, żeby iść do transfer desku. To się nie ma prawa udać. Tyle zostało powiedziane w momencie kiedy opóźnienie pierwszego samolotu spowodowało brak możliwości załapania się na przesiadkę. Okaże się później, że doleci do później niż następny na który mieliśmy zdążyć. Luz, nie ma problemu, lecimy przez Pragę, a co. Gdzieś pojawiło się światełko, że ten bagaż to pewnie nie doleci, ale przecież 21 wiek, co może pójść nie tak. Okazało się, że świat potraktował to jako challenge, bo oto będąc w Pradze nacieliśmy się na następne opóźnienie, tak że do Rzymu dolecieliśmy po raptem 8 i pół godziny, ze zgubionym bagażem, którego nikt nie mógł zlokalizować. Spoko. Damy radę, jedźmy. Pociąg. Spóźniony 15 minut. Ok, zdarza się. Siedzimy w nim jakieś 5 minut, przychodzi Pani i mówi że ‚no no, train has been canceled’. Potulnie wychodzimy, czekamy na peronie, przychodzi inna i mówi, że jednak pociąg pojedzie. Jest 18. Na lotnisku byliśmy o 6. Nie mamy bagażu, żadnych ubrań, resztkę baterii w telefonie, milion papierów dotyczących zgubionego bagażu, przebukowanego lotu i mgliste pojęcie dokąd jechać. Porażka na każdym kroku. Nic to. Jesteśmy na Ostiense, prawie na miejscu (30 minut w porównaniu do czasu spędzonego to prawie ostatnia prosta). Metro. Biletomat. Karta przyłożona wszędzie na tym biletomacie nie chciała zadziałać. Bankomat. Biletomat nie przyjmuje 20E bo za duży nominał. Prawie godzimy się z losem, że będzie trzeba zrobić to z buta. Finał tej historii nastąpił dwa dni później (po poruszeniu nieba i ziemi, żeby zlokalizować torby). Na innym terminalu dostałem wiadomość, że teoretycznie bagaż powinien być w Rzymie. Bez przekonania idziemy do okienku handlingu (inna firma niż odpowiedzialna, inny terminal) i pytamy czy mają może nasze bagaże gdzieś na lotnisku i co możemy z tym zrobić? Of course, they’re here, here you are. Dostajemy nasze torby. Surrealistycznie. Nadajemy je z powrotem (czas pokaże, że dolecą), nie możemy wejść na lotnisko, bo już tam byliśmy, chwilo trwaj.
– Proszę pana, nie wiem jak to możliwe… – powiedziała zmieszana pielęgniarka. Ja też nie wiedziałem, ale wyglądałem jakbym spędził lato w parku igieł.
Ludzie się zorientowali, że nie tylko bezpośrednio wpływają na klimat. Ot, wyszukiwarki, serwisy VOD/streamingowe etc. też emitują dwutlenek węgla, a więc przyczyniają się do globalnego ocieplenia. Czy zatem po „Flight shame” czeka nas „Google/Netflix shame”? Bardziej skłaniałbym się ku teoriom, że ta walka jest już przegrana i trzeba szykować się na to, co będzie dalej. Jakoś nie wierzę, że wszyscy odrzucą komfortowe rozwiązania dostępne na wyklikanie, samoloty na rzecz alternatyw, plastik, wreszcie mięso. Oczywiście w skali jednostkowej to jest dobre (myślenie jest dobre, troska też), natomiast globalnie przyjdzie to napewno po czasie. Przerażające, ale też ciekawe, jak będzie wyglądał świat rządzony przez szaloną naturę. Jak wygląda rządzony przez szalonych ludzi – widać jak na dłoni.
Pierwszy raz doświadczyłem zmiany czasu. Nie po raz pierwszy się zdarzyła, ale nigdy nie trafiła mnie dobitnie. A tu nie dość, że godzina do przodu, to jeszcze wszystko przesunęło się o jedną porę roku, za to czasowo jakieś 20 lat do tyłu. Interesujące doświadczenie przemijania. Następnego dnia wszystko wróciło do normy.
I zawsze kiedy myślisz, że wyczerpałeś ten limit, to i tak dorzucą Ci coś nowego. Zarówno na plus jak i na minus.
Numer 55: „Kluczowe znaczenie dla uznania czegoś za cud ma to, by nie spostrzeżono, że jest to sztuczka..”