53. Þetta reddast. As in life chill for the best results.

Ładny cytat przekazał prawdę „alkohol jest pożyczaniem radości dnia następnego”. Do dziś spłacam ten kredyt. Do dziś wiele z tych rzeczy wraca, chociażby jako nieistniejące przyjaźnie albo zaprzepaszczone szanse znajomości.

Nie od dziś wiadomo, że większość przeszkód pokonuje się najłatwiej patrząc na nie z góry. Również nie od dziś wiadomo, że większość, jeśli nie wszystkie, odpowiedzi mamy w sobie. Jakoś tak to idzie, mało kto chce patrzeć w siebie. Szukamy na zewnątrz – odpowiedzi albo wymówek. Poszedłem szukać siebie, cały czas tu jestem. Ot, pytania bez odpowiedzi, bo zadane są źle. Nikt nie pyta, ile jesteś w stanie poświęcić, za to każdy „co możesz zrobić, żeby być szczęśliwym”. Szczęście może i jest kwestią szczęścia, ale też w dużej mierze ilością pracy, która możesz na to poświęcić.

Bunt sekund. Każdy bóg miał z pustą hardcore. Czyli mamy 7 dni i żadnego pomysłu, czas się kończy, a tu cały czas nic. W końcu pojawia się koncept – kula. Nuda, ale co zrobić. Zalejemy ją wodą, najlepiej taką, której nie da się pić. A co. Wulkany? Checked. Trzęsienia Ziemi? Raz na jakiś czas. Powodzie, katastrofy naturalne, ludzie. W pakiecie. Gdyby Bóg istniał nie byłby dobry. Sorry, tak to idzie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie stworzyłby świata jako ciągłej próby zakończonej śmiercią w imię życia wiecznego. To jak walka o pokój.

Jak bumerang powraca temat dochodu gwarantowanego, pojawiają sie analizy, wskazywane są możliwości, jednak jedyne sensowne zastosowanie znajdziemy w książkach/filmach sci-fi. W świecie, w którym jest z dużo ludzi, a pracę wykonują roboty, będzie potrzebne minimum przeżyciowe, chyba że wyślemy wszystkich w kosmos na statkach (kiedyś do tego wrócę).

Numer 53: ”Latam, bo to uwalnia mój umysł z tyranii nieistotnych rzeczy. „