45. Cała Polska kopie groby. Albo w grobach. Najlepiej obcych. Krystalizacja idei.

Myślisz sobie, jak to się mogło wszystko tak zmienić. Jeszcze niedawno idee były ważne i szlachetne, nie było miejsca na kompromisy, etos przyjaźni był ważny niczym kodeks rycerski. Wtem.

Pierwsza rzeczy, które napisałem, która nie była rymowanką (tak to wygląda z perspektywy), były wątpliwości na temat czasu. Da się to datować na około 2002. Czasem nie da się tego czytać, czasem można nawet się zgodzić. Taka kolej rzeczy.

1. „Yossarian był prowadzącym bombardierem, którego zde­gradowano, ponieważ już dawno przestało go interesować, czy trafi, czy nie. Postanowił żyć wiecznie; był to jedyny cel, dla osiągnięcia którego gotów był narażać życie (…)” (J.Heller, Paragraf 22)

Czas ucieka. Jak dotąd nikomu nie udało się wiarygodnie obalić tej tezy, o tyle, że wszystkim, którzy próbowali, zabrakło czasu. Ci, którzy odrzucali upływ czasu, umarli tak czy owak. Również nikomu jeszcze nie udało się znaleźć środka przedłużającego nasze życie, w stanie, który nas najbardziej interesuje, czyli szeroko pojętej „młodości”. W końcu nikt nie chce być stary. „Starzy” ludzie dużo częściej niż mówią o śmierci niż o życiu, ale to bez znaczenia. Życie wieczne po śmierci to, póki co, marna pociecha, bo jest nie do udowodnienia. Sama wiara również nie daje nam więcej czasu.<br>

W związku z tym ciągły pośpiech jest przynajmniej wskazany. Oczywiście zyskanie minuty nie robi wrażenia przy średniej długości życia ok. 70 lat ( 36 792 000 minut), ale jeżeli zyskamy dziennie 15 minut, to tygodniowo da nam już 105 minut i tak dalej… Warto jednak zwrócić uwagę na to, że wystarczy raz zaspać i wtedy pół tygodnia „bierze w łeb”. Gdzieś kiedyś, w ramach żartu ktoś wyliczył ile czasu „tracimy” na sen, ale to też bez znaczenia, bo prostą odpowiedzią na to był skądinąd słuszny dowód, że człowiek nie może nie spać.

„— Wiesz, jak szybko? — spytał nagle Dunbar.

— Hę?

— Ucieka — wyjaśnił Dunbar.

— Co?

— Czas.

— Czas?

— Czas — potwierdził Dunbar. — Czas, czas, czas.(…)

— Czy wiesz, jak długo trwa rok? — powtórzył Dunbar. — O, tyle — i strzelił palcami. — Przed sekundą zaczynałeś studia oddychając pełną piersią. A dzisiaj jesteś starcem.

— Starcem? — spytał zdziwiony Clevinger. — Co ty wygadujesz?

— Starcem.

— Nie jestem starcem.

— Jesteś o cal od śmierci podczas każdego lotu bojowego. Czy można być starszym w twoim wieku?(…) ” (J. Heller, Paragraf 22)

Wiemy już jak szybko ucieka czas, wiemy też jak można ten czas oszczędzać w najprostszy sposób, a teraz rozejrzyjmy się wokoło. Przecież to wszystko jest jasne, bo mnie już nie dziwią obrazki na ulicach. Wszyscy się spieszą, nieważne „młodzi czy młodsi”. Fakt, zadziwiające jest przyspieszenie, jakie dostają „starsi”, jeśli pojawiają się wolne miejsca, ale to też nieważne. Naprawdę ważne jest to, że ten pośpiech to po prostu pogoń za tym, żeby mieć więcej czasu. Warto przypomnieć o istnieniu teorii mówiącej, że życie w stresie przyspiesza śmierć, ale nie wiadomo o ile. Można więc przyjąć, że stres towarzyszący półgodzinnemu pośpiechowi, żeby zyskać np. 2 minuty nie spowoduje skrócenia się życia o 3 minuty (jeden papieros to podobno 7 minut życia tylko nie wiadomo od jakiej wartości należy to odjąć). Taka współczesna wersja życia pełnią życia.

Tylko po co to wszystko?

Można by przypuszczać, że ludzie kierujący się tak piękna ideą, swój „czas wolny” poświęcą na rodzine (o ile ją mają), hobby (o ile je mają), bądź też najprostszą rekreację w postaci spaceru. Nic z tego. Czas z rodziną ogranicza się do wspólnego obiadu. Z reguły jest to obiad tłusty, który podbija cholesterol do niebotycznych wartości, co w prostej linii prowadzi do zawału. Hobby połączone z rekreacją to oglądanie meczu w telewizji z piwem w ręku – wątroba oraz przypadłości związane z brakiem ruchu. Zatem wszystko wskazuje na to, że zyskujemy dodatkowe minuty tylko po to, żeby przybliżyć się do śmierci. Czyli, że ten pośpiech jest trochę bez sensu. Jedyny sensowny wniosek, jaki przychodzi mi do głowy jest taki, że chociaż czas ucieka, to nie warto się spieszyć, bo to i tak nie pomoże.

2. Barwa/kolor jest to wrażenie psychiczne wywoływane w mózgu człowieka, gdy oko odbiera promieniowanie elektromagnetyczne z zakresu światła, a mówiąc dokładniej, z widzialnej części fal świetlnych.

Świat rozróżnia wiele kolorów. Oto kilka z nich i ich definicje:

  • Bury – jeden z najtrudniej definiowalnych kolorów, np. kolor brudnej szmaty, kolor ciemnego sosu, brudny ciemnoszary itp.
  • magenta – kolor jednej z podstawowych farb drukarskich, inne nazwy magenty to: karmazynowy, purpurowy; w rzeczywistości magenta jest koloru fioletowo-czerwonego.
  • kadmowy
  • metylowy

O niektórych kolorach nigdy nie słyszeliśmy, bez specjalistycznej wiedzy nie jesteśmy w stanie ich sobie wyobrazić. O niektórych nie mamy pojęcia jak wyglądają, a jeszcze inne znamy z życia codziennego ale mielibyśmy trudności z ich zdefiniowaniem, nazwaniem

Prosta konkluzja jest taka: kolory może są, ale raczej to ich nie ma, albo może, bardziej poprawnie, każdy z nas widzi je trochę inaczej.

Nie da się określić, które z nich są, a których nie ma, są [one] wrażeniem subiektywnym chyba ze mówi wam coś fachowa definicja brudnej szmaty. A swoja droga ciekawe jak wygląda brudna szmata na Podkarpaciu na przykład? I czym się różni od mojej Mazowieckiej. Zakładając oczywiście, że się różni.

Kolor, jaki powinniśmy znać wszyscy to kolor światła. Tylko jakiego koloru jest tak naprawdę światło??

Słońce, pierwotne źródło światła, świeci przecież na całym świecie, Jest żółte czasami białe. Jeżeli to jedyne kolory światła to co w takim razie z ksenonami. Chyba ze ksenony to nie światła.

Najbardziej intrygująca jest jednak teza, że kosmici są zieloni . Kto to wymyślił i dlaczego?? Czy to przypadkiem nie lobby producentów groszku??

Ale z drugiej strony, dlaczego kosmici nie mieliby być w kolorze na przykład brudnej szmaty? Chyba ze uznamy niektóre kolory za mniej atrakcyjne. A kosmici chyba atrakcyjni są. Muszą więc być zieloni.(Zielony jest również kolorem uspokajającym. Choć nie wiem czy przeciętny Ziemianin po spotkaniu z kosmitą byłby spokojny)

Zresztą jakie to ma znaczenie czy są (te kolory), czy ich nie ma. Jeśli na kolorowy (w sensie obrazu nie obudowy) telewizor mówimy niekolorowy tylko czarno-biały, bo obraz na nim odbierany jest czarny i biały, a właściwie to tylko szary, a czarny i biały to najmniej. Czy czarny i biały to jakieś gorsze kolory? Mniej kolorowe? Kolory, które można bezkarnie pomijać?

Nie wspomnę nawet że na Indian mówi się czerwonoskórzy. Chciałbym się dowiedzieć z której strony oni są czerwonoskórzy. ?

Żółci nie bardzo są żółci . A czarni coraz częściej biali (M. Jackson), biali natomiast staja się czarni (Andrzej L.) Rasizm to teraz dyskryminacja białych.

Nawet kolory żałoby tak oczywiste dla nas (czarny) są zupełnie inne nawet na tej samej półkuli. W Indiach na przykład kolorem żałoby jest jakże by inaczej…         biały.    

A pytaniem na koniec niech będzie: Jaka to jest ta wymarzona, kolorowa przyszłość?

W każdym razie najlepszy to jest chyba ten… MIX (kolorów), choć nie zawsze wiadomo co to znaczy.

3. Jesteśmy pokoleniem nietuzinkowym, ale trochę wybrakowanym. Jestem tego prawie pewien. Tak prawie, jak wszystkiego, co chciałbym aby się nie sprawdziło, a wydarzyć się musi. Jesteśmy pokoleniem bez wyboru, to znaczy mamy go tak wiele, jest on tak nie ukierunkowany i taki swobodny, że może/powinien przytłaczać naszą wolną świadomość i chęci. Oto stanąłem przed wyborem (możliwości mam nieskończone) boję się. Boję się decydować bo wiem jak wiele mogę stracić. Boje się świadomości straty, gdyż rozumiem w jakich uprzywilejowanych czasach „wielkich wyborów” żyjemy. Nam nie wolno nic zepsuć, bo przecież możemy wybrać dla siebie to co najlepsze. Mamy odnosić sukcesy, nieważne jak , aby szybciej . Wydaje mi się, że jesteśmy rozliczani tylko na ich podstawie. Rozumiecie, taka „Ameryka”. Bo magia wyboru niesie piętno wielkiej odpowiedzialności spoczywającej na barkach osoby decydującej. Przypadku gdy ktoś inny podejmuje za nas decyzje specjalnie już tutaj nie rozpatruje. Osobiście było by to łatwiejsze, ale nawet ja tego nie chcę. Nie zniósł bym tego, tak samo jak całej tej paplaniny o losie i przeznaczeniu…W tej kwestii jestem panem swojego losu .Bo na co moje starania i wybory, skoro o niczym nie decyduje. Skupmy się na wolnej jednostce, niech nic pozornie nas nie ogranicza. I co…i wciąż odczuwam strach …męczy mnie to…zastanawiam się po co jestem wolny?! Czy nie oto walczą narody?! O wolność dla jednostek?! Nie dopuśćmy do tego, pozwólmy Kordianowi spać spokojnie ….Ale nie zupełnie. Bo sprawą determinująca moją świadomość, jest w tym momencie czas, śmiem twierdzić, że nawet czas historyczny. Rzecz w tym, że czas historyczny uzależniony jest od dokumentów, pozostawionych przez świadków.

Kim zaś jest świadek?
” Pojedyńczy świadek to żaden świadek, powiadali prawnicy rzymscy, ci z epoko Tacyta. Ok. ..moje szansę maleją. Ale wynika jednak z tego, że jeżeli świadków jest dwóch, albo jeszcze więcej, to wtedy trybunał/ prawda historyczna może ich uznać za wiarygodnych lub „prawdomównych”. Tylko że ta zasada być może operatywna w sądownictwie, jest jednak wciąż niewystarczająca dla historii. Bo przecież dziesięciu świadków wciąż i zawsze może być dziesięcioma blagierami. Nasi ojcowie mają na ten temat doświadczenia. Sami bowiem są świadkami: Należą do pokolenia, które w odróżnieniu od pokolenia autora, miało cztery a nawet pięć oddzielnych życiorysów (etap stalinowski, okres Gomułki, gierkowszczyzna, stan wojenny, czy w końcu 89’ ) Niedawno znajomy mojego Ojca, żegnał się ze mną, ponieważ postanowił wyjechać na stałe za granicę. „Zaczynam swój szósty życiorys” – powiedział mi.

A ja musze unieść na barkach swój bagaż wyborów, i jeszcze ponosić za nie odpowiedzialność! Nie umiałbym tak jak nasi ojcowie zacząć wszystko od nowa, zamknąć rachunek, oddzielić „to stare” grubą kreską. A nawet jeśli bym umiał, to nie chcę tego! Nie chcę marnować czasu z powodu marnych wyborów, nie chce się użalać, chcę iść przed siebie. Szybko, precyzyjnie, do celu. Ta „Ameryka” jest taka trochę bezsensu, ale chyba tak trzeba. Bo gdy ma się tylko jeden życiorys, każdy błąd uderza w nas z siłą sześciu błędów. Przynajmniej ja tak to odczuwam. Ale powoli bolą mnie ręce od trzymania tej nieustającej gardy. Może i ciosy nie są mocne , ale jest ich cała masa i lubią zaskakiwać. A może po prostu nie umiem się przed nimi bronić, albo….nie należy się przed nimi bronić. Żyć z taką obitą mordą, jeden raz, drugi, szósty…

To męczy.

Ten cały wybór, ci wszyscy świadkowie, ten obłęd…

Przydałby mi się Wielki Pocieszyciel…

nawet jeśli miałby być

Fałszywy.

To z kolei bym datował na 2012. Przemawia sarkazm i złość na nieodpowiedzialność świata. Jeszcze nie dorosłem.

Szukamy. Gazety piszą o artystach z drugiej strony świata, podobno tam robią tak samo. Z drugiej strony jakiś czas temu „wyciekł” cały północnokoreański internet. 28 stron. Podobno to mało. Serio, codziennie korzystasz z większej ilości stron?

Podróż w czasie niezależnie do którego punktu. Posłanka partii rządzącej mówi o przeciwnikach „ciemnogród, kanalie, zdrajcy” i tak dalej. Polityka pogardy ma się cały czas dobrze, tylko zmienia kierunek. „Szacunek dla adwersarzy nie ma racji bytu skoro racja jest moja” jako sztandar pod którym idą wszyscy politycy. Mam nadzieję, że w niebyt.

Cortazar napisał opowiadanie o eksploracji kosmosu (w sumie to nawet kilka). W innym świecie istoty miały swojego Chrystusa i wszystko miało skończyć się inaczej. Koniec końców został otruty w mniej więcej podobnej ramie czasowej (wieczerza, siłą rzeczy ostatnia). Poprzedzał to pełen uznania monolog nad wyższością obcej kultury nad naszymi barbarzyńskimi zwyczajami. Łatwiej napisać coś takiego, niż snuć historię dalej? Czy też odwrotnie? Raczej nie poznamy odpowiedzi.

O jakości czytelnictwa niech świadczy fakt, że cały czas ludzie szarpią się z drzwiami z napisem „pchać”.

Podobno sterowanie myślami jest przyszłością. To będzie najbardziej spektakularna klapa jaką można sobie wyobrazić. Po pierwsze – emocjonalne decyzje. Po drugie – decyzje pod wpływem. Powinni dodawać alkomat, robota który powie co jest obiektywnie dobre i terapeutę w komplecie. Równie przerażające jest podejmowanie decyzji tylko obiektywnych. Jakby na to nie patrzeć niszczymy planetę na której żyjemy, jako jedyny gatunek dążymy do wojny na skalę większą niż walki stad o terytorium. CO to będzie kiedy skończy się woda albo ziemia będzie już bardzo przeludniona (chociaż to prawdopodobnie przyjdzie razem). I weź tu znajdź kompromis.

Spójrz w szerszej skali. Świat za dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat będzie wyglądał zupełnie inaczej. Będzie taki, jaki sami zbudujemy. Z kolei my będziemy się z tego śmiać albo płakać. Wolność? Coś, o co ludzie walczyli, a teraz ich potomkowie chcą to zabrać. Smutne jest to, że chcą tego (prawie) wszyscy, niezależnie od strony barykady. Pod sztandarami innej wolności. Czy tak będzie wyglądał nasz świat? Jako koszmar kogoś innego? Wiem, że odarcie z emocji nie jest rozwiązaniem, świat robotów jest utopią z definicji, czyli kopiemy sobie grób. Jednak chociaż na moment zatrzymaj się i spójrz na to z boku. Idee rozrastające się jak nowotwory niszczą wszystko inne. Brzmi znajomo? Powinno. Historia lubi się powtarzać. Koło wiecznego powrotu nie wzięło się z niczego. Bardzo długi czas upłynął od ostatniej dużej wojny. (Celowo pomijam bieżące wydarzenia, bo jeszcze nie wiadomo jak się rozwiną. Jeszcze przez chwilę bądźmy dobrej myśli). Czy to świadczy o naszej cywilizacji? Może. Może być też odwrotnie. Może w pogoni za człowieczeństwem zgubiliśmy sens. Może wreszcie jesteśmy zwierzętami i próba zabicia tej części skazuje nas na wyginięcie. (Im bardziej mówi się o zezwierzęceniu i potrzebie człowieczeństwa. Może właśnie ta część naszej natury walczy o przetrwanie?). Gdzie są granice szaleństwa? Są ludzie, którzy twierdzą, że znają odpowiedź. Raczej się mylą. Każdego roku ktoś ją przesuwa i wznosi na inny poziom. Konsekwencja? Ludzie konsekwentnie myślą, że pewne rzeczy są im dane z definicji. Problem wychowania? Nic nie jest dane ot tak. Myślenie w ten sposób jest kolejną drogą do wyginięcia. Niektórzy skazańcy wybierali pestkę jako ostatni posiłek przed egzekucją. Rosła w żołądku i z grobu wyrastało drzewo. Chcieli tu być. W takiej czy innej formie. Ostateczny strach przed śmiercią, czy może próba jej przechytrzenia? Nikt nigdy o to nie zapytał.

Skoro o śmierci. Ludzie znajdą sposób, żeby się zabić niezależnie od tego, ile możliwości nam się zabierze. Chociaż w obecnym świecie możliwości raczej przybywa. Pod maską bycia humanitarnym, przemycamy jedną z bardziej nieludzkich koncepcji. Że mamy wolną wolę. Że możemy się odwrócić i powiedzieć stop. Jeśli istnieje Bóg, to będzie dość spektakularnie. Jeśli nie istnieje, to sam nie wiem. Oprzemy się gniewowi bożemu przez zacofanie, jak kryzysowi gospodarczemu. W końcu jesteśmy narodem wybranym, jak każdy. Tylko nikt się nie orientuje właściwie do czego.

Bajki, baśnie, koszmary.

Odwróćmy wszystko do góry nogami i zobaczmy, czy cały czas nie ma to sensu. Róbmy tak w kółko, żeby kiedyś trafić (przypadkiem) w punkt równowagi. Szczęście u nas funkcjonuje w dwóch znaczeniach (luckiness i happiness) i to pasuje. Szczęście jest kwestią szczęścia, a zatem w dużej mierze jest dziełem przypadku. W dużym uproszczeniu nie zależy od nas. W jeszcze większym uproszczeniu nawiązuje do hasła o braku wolnej woli. Bóg dał nam wolną wolę, żebyśmy robili dobrze. To samo w sobie jest sprzeczne.

Naukowcy twierdzą, że radykalne poglądy wiążą się z uszkodzeniem mózgu. Intuicyjnie myślałem podobnie. Jak tu się nie zgodzić.

A tak poza wszystkim. Religia została wymyślona dla społeczeństw o średniej długości życia 30 lat i mniej.

I teraz jest tak, jak ze wspomnieniami. Na zapiskach ołówkiem piszemy nowe rzeczy długopisem, czasem tylko pisząc to samo.

Numer 45: „Wiem nareszcie, czym chciałbym być, kiedy dorosnę. Kiedy dorosnę, chciałbym być małym chłopcem.”