35. Osobliwość rzeczy (Punktowość czasu).

Jako grupa zawodowa chyba jesteśmy szczęśliwi. Chyba nawet za bardzo skoro wspólną imprezę na śniegu może podsumować jeden obrazek: kompletnie pijana osoba jedzie na nie przypiętym snowboardzie jak na sankach prosto w ścianę ze śniegu, o którą oparte są inne snowboardy. Oczywiście nic się nie dzieje, wszyscy mają strasznie dużo frajdy z tego wszystkiego. I tak, udało się wygrać.

A co gdyby to wszystko odrzeć z czasu? Gdyby czas był punktowy i istniał tylko w naszych głowach po to, abyśmy nie zwariowali? Zawsze przecież może być tak, że po prostu przeskakujemy bardzo szybko po kolejnych pocztówkach, a ktoś liczy na to, że nikt się nie zorientuje. Tak jak z kołem – granica pomiędzy wielobokiem o nieskończonej ich ilości a okręgiem (bo to jednak jest to słowo) jest czysto umowna i nie można ot tak postawić kreski oddzielającej jedno od drugiego. Tutaj wyroki wydaje wzrok (mózg).

Co jeśli nie ma świata poza granicami naszego wzroku i jest „dotwarzany na bieżąco”? Wizja ludzi jako komputery z ograniczoną pamięcią RAM, a zatem zdolną do renderowania tylko skrawków rzeczywistości, dlatego że elektroniczny mózg by nie wyrobił. Może to właśnie oznacza szaleństwo (przy założeniu, że nie jesteśmy robotami). Tak jakby mózg się zawiesił. (i tak wiem, że jest to zgrana filozofia).

Ostatnio próbowałem obronić tezę, że gdy każdy możliwy wynik jest równie zły/dobry w kontekście konsekwencji (coś jak zugzwang w szachach), równie dobrze można rzucić monetą. Nie mam z tym absolutnie żadnego problemu. Według mnie świat się raczej po tym nie skończy, a rozpatrywanie w nieskończoność scenariuszy, żeby w końcu gdzieś za 10 lat znaleźć jeden potencjalny plus/minus, który przechyli szalę na którąś stronę, jest bzdurne i do tego stratą czasu. Zdaje się że mniej więcej o tym, aczkolwiek z odwrotnym podejściem do problemu, próbował opowiedzieć film „Next”. Bezskutecznie. Lepiej wyszło to w opowiadaniu Dicka. Jak to z ekranizacjami (tak, tak, wiem były udane. General statement).

No i właśnie. Tak jak hołduję idei odzierania rzeczy z emocji i pod pewnymi względami mógłbym być robotem (podobno), to jednak ta koncepcja komplikuje się na tyle, że ciężko jest jednoznacznie określić gdzie kończy się szaleństwo/człowieczeństwo/apatia/zezwierzęcenie/automatyzm/(cokolwiek innego)*, a gdzie zaczyna szaleństwo/człowieczeństwo/apatia/zezwierzęcenie/automatyzm/(cokolwiek innego)*. Dokładanie zbyt dużej ilości zmiennych powoduje brak możliwości otrzymania wyniku, który może sprawdzić się w warunkach innych niż laboratoryjne. Poszukiwania Sensu, koncepcje Prawdy i inne twory wymagają przyjęcia założeń, które nie są uniwersalne, a więc wynik nie jest miarodajny jako Rozwiązanie. Czy to znaczy, że nigdy nie poznamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Czy w takim razie rozwiązaniem jest stanie w ciszy nad morzem (przed lodowcem) licząc na to, że przez samą obecność otrzymamy odpowiedź? Kto to może wiedzieć.

* niepotrzebne skreślić.

A potem następuje zderzenie z rzeczywistością.

Poszukiwania logiki. Za każdym razem (a uczciwie trzeba przyznać, że jest to często), gdy jeżdżę tamtędy to nasuwa mi się jedno pytanie. Wymienili tory. Zbudowali metro. Położyli nowy asfalt i tu i tu. Tylko na rondzie jest stary, niczym fale. Albo jezioro otoczone płaskim terenem. Dlaczego?

Generalnie z tą logiką jest raczej słabo. Niby takie czasy, niby dowodzą nam że wcale nie jest inaczej, ale pojawiają się wątpliwości. Kto to może wiedzieć.

Coś jak z tym rysunkiem. Fundamentalna różnica pomiędzy „dobra zmiana” a „dobra, zmiana”.

Numer 35: „- Już się nad tym zastanawiałem.

– I naprawdę nie zmienisz zdania?

– Nie – odparłem – Nigdy o tobie nie zapomnę. W Lesie przypomnę sobie stary świat. Jest tyle rzeczy, które muszę sobie przypomnieć. Tylu ludzi, tyle różnych miejsc, świateł i piosenek.

(…)

– Życzę ci szczęścia – powiedział – Lubiłem cię, stary. I to nie dlatego, że byłem twoim cieniem.”