Po wszystkich wydarzeniach w tygodniu z kwintesencją w postaci weekendu. Z jednej strony udajemy, że czas nas nie dotyka, z drugiej nie można zaprzeczyć, że wprowadza zmiany. Resztki starych towarzystw – rozpadające się twory, a dla tych którzy nie mieli wentylu bezpieczeństwa pękające bańki. To nie może być łatwe, ale też nie ma co tego na siłę utrudniać. Mnóstwo filmów skupiało się wokół etosu przyjaźni wkomponowując go w subkulturę. Co z tego wyszło? Nic takiego nie istnieje na dłuższą metę. Z całą otoczką. Ludzie są źli, normy narzucone, a koniec końców wszyscy okazujemy się zwierzętami. Świat nie ma nam do zaoferowania nic poza upadkiem. Mimo wszystko udajemy, że jest inaczej. Co lepsze, czasami to pomaga i stajemy się orędownikami teorii przeciwnej do zastanych faktów. Taki urok posiadania rozbudowanych mózgów, lecz w gruncie rzeczy niewiele zmienia. Wszyscy umrzemy i nawet wtedy nie będziemy wiedziać co będzie później. Czy poświęcać się sobie utrzymując, że sami w sobie jesteśmy sensem istnienia, czy może rozdysponować ziemski bagaż dla innych? Nikt nie znalazł na to pytanie odpowiedzi. Nie, jednak każdy znalazł, tylko że każdy swoją. Cały czas tułamy się po świecie (jeśli możemy) w poszukiwaniach nieosiągalnego. Niektórzy powiedzą, że marnujemy czas, inni że marnowaniem byłoby zaprzestanie poszukiwań. Wieczni wędrowcy widzący sens w wędrówce naprzeciw pustelników zamkniętych w beczkach razem z sensem. Pomyśleć, że kilka wysokoprocentowych szklanek zawsze prowadzi do podobnych rozważań już rano. Numer 16: „Padłem ofiarą szeregu wypadków, jak każdy”